Codzienność
Ostatnio wyszedł drugi sezon Ani z Zielonego Wzgórza, więc moja codzienność teraz to przynajmniej jeden odcinek i +80 do chęci ponownego przeczytania całej serii. Żałuję, że nie mam własnych egzemplarzy, ale do biblioteki się nie wybieram, poza tym jest tyle innych pożądanych przeze mnie zakupów książkowych, że trochę mi szkoda, więc hm, na chęciach się kończy. Przez Anię naszła mnie też ochota na pisanie, choć mam wrażenie, że nie czuję słów, nie potrafię ich wyrazić w odpowiedni sposób - mój ulubiony. Zaczęłam na codzienności, przeszłam do moich problemów niedoszłej autorki tekstów, fantastycznie. A wracając
codzienność to takie ładne słowo. Wieczność jest patetyczne, zawsze sprawia, że muszę pomyśleć dwa miliony razy, zanim go użyję, a codzienność po prostu jest, była i będzie, a co najważniejsze: może oznaczać wieczność i zawsze, a jednak nie będąc tak doniosła i dramatyczna. Piękne jest to, że dla każdego z nas może być czymś innym - każdy z nas może śnić, marzyć, spełniać te marzenia, szukać nowych i świeżych wrażeń każdego dnia i w każdej minucie, być szczęśliwy mając swoją codzienność bardziej niecodzienną niż inni - ale jeszcze piękniejsza jest myśl, że ktoś pragnie być naszą codziennością, tak jak my pragniemy być jego. Czy to nie jest zachwycające? Kiedy o tym myślę, kręci mi się w głowie z radości i poczucia spełnienia, bo ja już znalazłam moją codzienność i zaznawszy jej okruszków wiem, że mam na co czekać.
Wiem, że pewnego dnia będzie niedziela, a ja nie będę już musiała wstać, by spakować się i wrócić do domu, bo jej dom będzie moim. Nie będę musiała żegnać jej na peronie o 15:40, całować i przytulać przed drzwiami przedziału, usiłując zapamiętać dotyk jej dłoni w mojej i jej ust na moich ustach. Wiem, że pewnego dnia zamiast się spieszyć, przewrócę się tylko na drugi bok i zobaczę jej twarz albo plecy, usłyszę jej spokojny oddech i będę mogła tak leżeć do końca świata. Zrobię nam rano śniadanie najwolniej jak tylko umiem, bo już nie będę musiała z desperacją łapać resztek marzeń, kiedy będę je miała przed sobą i każdy pojedynczy dzień na to, by się nimi nacieszyć. Nie będę musiała liczyć dni do naszego kolejnego spotkania, nie będę musiała spędzać godzin w pociągu, żeby móc jej dotknąć i uwierzyć, że jest prawdziwa i chce być ze mną, tak jak ja chcę być z nią. Nie będę musiała pokonywać kilometrów ani uprzedzeń innych, nie będę musiała ścigać się z czasem, by nacieszyć się nią przez 40 godzin i czekać następny tydzień lub dwa na kolejne 40. Będę otwierać nasze drzwi od naszego mieszkania, zdejmować buty w naszym przedpokoju, witać się z naszym kotem, rozpakowywać nasze zakupy, kłaść się na naszym łóżku i czekać już nie kilka tygodni a godzin na jej powrót z pracy. Będę sprzątać każdy nasz kąt, zmywać nasze naczynia, czytać nasze książki, otwierać nasze okna i dzielić się naszym szczęściem. Wiem, że pewnego dnia jej codzienność będzie moją.
Życzę spełnienia marzeń :)
OdpowiedzUsuńMój kochany Szczeregowy...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak wspaniale jest czytać o tym, że odnalazłaś swoje miejsce na ziemii. Jestem niezmiernie szczęśliwa patrząc na Twoje szczęście. Cieszę się każdym Twoim słowem, bo widzę, jak wspaniale opisujesz to, co czujesz. Jak bardzo dojrzałaś od czasu naszej ostatniej rozmowy. Mam nadzieję, że zawsze będzie u Ciebie tak dobrze, jak teraz..
Ściskam się z całego serduszka! Wszystkiego dobrego!
Twoja N 😊