2 maja

Kiedy zaczynam pisać ten post, jest początek maja. Wydawałoby się, że to piękny miesiąc - pełen kwitnących drzew i powoli budzącego się z zimowego snu entuzjazmu, rozprzestrzeniającego się od czubka głowy po palce u stóp. Maj ma dla mnie kolor bladoróżowy, jest delikatny, kwiecisty i kojarzy się z odpoczynkiem. Poprawka: kojarzył. Matura, kojarzy ktoś coś?

Nie chcę rozwodzić się na temat tego, jak bardzo boję się tego egzaminu, bo nie boję się. Nie tak normalnie, po ludzku, jak większość moich znajomych, którzy dzwonią do mnie i panikują mi przez słuchawkę, pytając o tezę częściowo adekwatną do tematu i nazwy wymyślnych środków stylistycznych. Boję się tego, co będzie potem i czy w ogóle coś będzie. Czy coś mnie czeka, czy mogę czegokolwiek oczekiwać od życia i czy coś mi się należy; czy już nie otrzymałam od życia wystarczająco wiele pięknych, niezwykłych rzeczy i osób i nie wyczerpałam limitu szczęścia. I wtedy proszę szczęście o tę jedną ostatnią przysługę: o pomyślne napisanie matur. Biorę głęboki wdech, zamykam oczy i wypuszczam cicho powietrze. Uśmiecham się. Nic mnie nie powstrzyma. Jak napiszę, tak napiszę, gdzie się dostanę, tam się dostanę. Potrafię to zrobić. Dam radę do zrobić. Zrobię to.

I kiedy tak myślę o tym, co mnie w życiu spotkało pięknego i za co mogę być wdzięczna opatrzności czy takiemu zwykłemu, ludzkiemu szczęściu, to wracam do wspomnień majówki takiej jak ta. Do momentu, w którym chodziłam z Martyną po lesie i dyskutowałyśmy wspólnie o losie Tomasza Judyma z Ludzi Bezdomnych, o tym, że uwielbiam Rozważną i romantyczną, że muszę jeszcze raz w wakacje przeczytać Annę Kareninę i że Słowacki zasługiwał na więcej. Do momentu, w którym pojechałyśmy do Łodzi: było zimno, ale słonecznie, a my chodziłyśmy wzdłuż Piotrkowskiej, przeglądając się w wystawach sklepowych i podziwiając architekturę obcego mi miasta, po czym wstąpiłyśmy do najlepszego antykwariatu na świecie, gdzie było wszystko i nic, a ja wyszłam stamtąd z brakiem godności i kolejną powieścią Stefana Żeromskiego pod pachą.

I póki jeszcze do paniki przedmaturalnej mi daleko, chcę podziękować za to, że życie daje mi tak wiele szans i jest mi w moim kawałku egzystencji dobrze - że mogę być, cytuję, podejrzanie szczęśliwym cudakiem podejrzanym o palenie magicznych liści.

A za dwa dni matura, więc wszyscy ładnie trzymają za mnie kciuki, a i ja życzę tegorocznym maturzystom powodzenia na maturach. Całej reszcie życzę powodzenia w życiu, wiem, że Wam się przyda.

Dobranoc xx

Komentarze

Popularne posty