Naturalna kolej rzeczy

Nie zabieraj. Jeśli zamierzasz zabrać, nie dawaj. Po prostu.

Rozmowa nie jest niczym złym. Ktoś prosi cię, byś poświęcił mu chwilę uwagi, jeden wieczór lub kilka minut - nie ma znaczenia. Lubisz tę osobę, chcesz jej pomóc lub najzwyczajniej w świecie jesteś idealistą i pragniesz zbawiać świat - nie ma znaczenia. Rozmawiacie w kawiarni, u niego lub u ciebie, na czacie albo przez Skype'a - nie ma znaczenia. Rozmawiacie o nim. I to mu pomaga, to burzy choć trochę mur oddzielający go od świata i sprawia, że ten jeden raz pragnie komuś zaufać. Ty jesteś doskonałym słuchaczem, przytakujesz w odpowiednich momentach, wyrażasz zainteresowanie jego historią i nawet jeśli nie umiesz nic poradzić na jego problemy, pocieszasz go na wszelkie możliwe sposoby. I to działa, do czasu.
A potem odchodzisz z jego słowami, z częścią jego myśli i z częścią jego uczuć. Nie wracacie do tego, bo już nie ma do czego, a jeśli jest, to on tego nie chce. Przecież on już wszystko zdradził. I mijają dni, tygodnie, miesiące, a żaden z was się nie odzywa, jakbyście umyślnie spuścili kurtynę milczenia na waszą bądź co bądź krótką, ale intensywną relację i bądź co bądź krótką, ale ważną rozmowę. Tobie jest przykro, bo chciałeś pomóc, a chyba nic z tego nie wyszło. On czuje się okropnie, ponieważ uważa, że za dużo zdradził, że jego problemy jednak są małe, głupie i nic nieznaczące i że żaląc się obcej albo prawie obcej osobie postąpił bardzo egoistycznie. Dlaczego zrzucił ogrom całej swojej sytuacji na biednego człowieka? Kto lub co dał mu do tego prawo? Jednocześnie ma żal do ciebie, tak - żal, bo ta chwila uwagi, którą otrzymał, nie była dla niego wystarczająca i chce więcej, ale boi się prosić cię o to, by się nie narzucać. Jednocześnie jest zły, że ty sam nie wykazujesz inicjatywy. Tak naprawdę nie wie, czy ty w ogóle chcesz jeszcze z nim rozmawiać. W ten sposób miota się ze swoimi wątpliwościami, a myśli wciąż przepełnia obawa, że wymyślił sobie twoją sympatię. Że napisanie do ciebie będzie najgłupszą rzeczą na świecie.
Więc nie pisze nic. Ty nie piszesz nic. Udajecie, że ta rozmowa nigdy nie miała miejsca. Może już nigdy się nie spotkacie lub nie porozmawiacie. Może już nie będzie okazji, może on nie będzie miał odwagi, może ty ochoty lub czasu. I może po prostu rozmyjecie się na którejś ze swoich dróg, czasem jedynie wspominając jego słowa i twoje gesty pocieszenia.
Ale to nie wszystko, nie. On wciąż będzie się zastanawiał, dlaczego później nigdy się już nie odezwałeś. Dlaczego, gdy po raz kolejny przeżywał kryzys lub miał problem, ty nie przybiegłeś mu z pomocą. Gdzieś tam w środku wiedział, że tak musi być i że nic na to nie poradzi. Że nigdy nie będzie nikogo dla niego na zawsze, a ludzie będą od niego prędzej czy później odchodzić, szybko i w milczeniu. Wiedział, że nie jesteś mu nic winien, ale i tak poczuł się oszukany. Pierwsza jego myśl: to on sam. To wszystko jego wina. To on zrobił lub powiedział coś, co zniechęciło cię do niego do tego stopnia, że już nie chcesz mu pomagać, nie chcesz go słuchać i pocieszać. Że jest tak żałosny, że nie dziwi się, że ludzie odsuwają się od niego, że TY się od niego odsunąłeś, i na końcu drogi pozostanie sam.
Mimo to wciąż czuje się oszukany, zdradzony i przerażony tym, jak mogłeś przejść obojętnie obok czegoś, co nie tak dawno pragnąłeś naprawić ze wszystkich sił. Co wzbudzało w tobie emocje i chęć naprostowania, chęć pomocy temu człowiekowi. W tamtym momencie dałeś mu nie tylko chwilę uwagi - dałeś mu chwilę nadziei, że coś się zmieni. Nic nie obiecywałeś, ale on w jakiś pokrętny sposób pomyślał, że mógłbyś być przy nim częściej. I kiedy cię nie ma, on cierpi, bo nie wie, co zrobił źle, co się stało, że już nie ma od ciebie żadnego znaku, że idziesz i nie patrzysz wstecz, w jego kierunku. Czy to była jego wina, że odszedłeś? Oczywiście, że tak. To musiała być jego wina. Przecież nie odszedłbyś bez żadnego powodu, bez słowa, bez wytłumaczenia. Prawda? Dla ciebie to była tylko jedna sekunda, dla niego cały świat, ale skąd miałeś to wiedzieć? Nie mogłeś, tak jak nie wiedziałeś, że dla niego to dopiero początek złych myśli. Będzie się zadręczał, będzie robił sobie wyrzuty i nienawidził siebie, będzie zmieniał swoje myślenie, ciało, charakter, by stać się lepszym, doskonalszym, by być człowiekiem w wersji 2.0. i to tylko dlatego, by kolejne rozczarowanie nie przyszło. By ktoś poświęcił dla niego więcej chwil, jedną po drugiej i by on mógł w zamian poświęcić tej drugiej osobie całą wieczność.

A przecież twoje odejście było naturalną koleją rzeczy.

PS Tak, znajdowałam się zarówno po twojej stronie, jak i jego. I wiem, że z twojej strony odejście jest nieuniknione i że uważasz je za słuszne. Wiem także, że z jego strony twoje odejście bolało mocniej.

Komentarze

Popularne posty